WSPOMNIENIA

Od 1 września 1971 roku do 31 sierpnia 2003 roku, a więc dla wielu klas z trzydziestu dwóch roczników, język polski w I Liceum to były lekcje z Panią Profesor Marią Rewińską. W sali na parterze, położonej tuż obok głównego, dziś już nieistniejącego, wejścia do szkoły, z biało-czarnymi portretami pisarzy wiszącymi po prawej stronie i kolorowymi reprodukcjami obrazów Wyspiańskiego z tyłu,
z ławkami, których część ustawiono w zespoły, co w latach siedemdziesiątych było ciekawą nowością. Podróż przez epoki literackie upływała na czytaniu lektur, sprawdzianach z ich treści, odpytkach na początku lekcji, dyskusjach i pisaniu wypracowań w różnych formach – zwykle klasycznej rozprawki, ale czasem w formie mowy w obronie Antygony lub listu do Jana Kochanowskiego. Ważną częścią edukacji polonistycznej były dla Pani Profesor spotkania z teatrem, dzięki czemu niemal na każdy nowy spektakl Teatru Osterwy chodziła cała szkoła. Jej klasy pisały potem recenzje, głośno odczytywane na lekcjach, co sprzyjało ujawnianiu się literackich i publicystycznych talentów. Klasy humanistyczne miały obowiązek zapoznawania się z prasą literacką, co dla niektórych stało się przyjemnym nawykiem na całe życie.

Pani Profesor gorąco namawiała do udziału w Olimpiadzie Literatury i Języka Polskiego, pozostawiając swoim uczniom wiele swobody w wyborze tematu (przez lata olimpijczycy formułowali je samodzielnie, nie były narzucane przez organizatorów) i sposobie jego ujęcia. Dzięki temu wielu z nich do dziś czuje się specjalistami od nieomawianych w szkole dramatów Ionesco, esejów Camusa czy powieści Konwickiego, tak atrakcyjnych dla licealistów lat siedemdziesiątych.

Pani Maria Rewińska lubiła spędzać wakacje w szkolnym ośrodku wypoczynkowym w Pobierowie, gdzie najpierw jeździła z mężem i córkami, a potem z wnukami. Dała się wtedy poznać nam, swoim uczniom, a potem kolegom z pracy, jako osoba towarzyska, wesoła, lubiąca biesiadować przy stoliku miedzy sosnami i rozmawiać o literaturze. Głośno śmiała się z żartów, ujawniając do siebie wiele dystansu. Właśnie taką witalną i wesołą zapamiętam Panią Profesor Marię Rewińską.

Małgorzata Jach

***
Jak zapamiętałem Panią Marię, moją wychowawczynię i nauczycielkę języka polskiego?

Wspomnienie Pani Marii wywołuje nostalgię za szkołą, której już nie ma, za nauczycielami i uczniami, dla których wychowanie, zasady i nauka miały znaczenie. Była nie tylko wychowawczynią, była po prostu naszą Panią. Pomogła przetrwać pierwsze tygodnie w elitarnym liceum zagubionym byłym ósmoklasistom, wcielała się w rolę adwokata, skutecznie broniąc nas przed surowym dyrektorem i wymagającymi profesorami, potrafiła wiele wybaczyć, bo przecież byliśmy Jej podopiecznymi. Bywała bardzo pryncypialna i surowa, zawłaszcza kiedy nie przestrzegaliśmy zasad tworzących etos i klimat I LO, począwszy od naszego wyglądu – odpowiedni był biało-granatowy dress code z nieodłącznymi czerwonymi tarczami – a skończywszy na tłumaczeni nam, że uczciwość i pracowitość jednak popłacają. Nie zawsze, a nawet często, nie potrafiliśmy tego docenić, bywaliśmy zadufani w sobie, niewdzięczni. Wiemy, że za późno, ale bardzo przepraszamy. W niełatwych czasach Pani Maria szczęśliwie doprowadziła nas do matury i pomogła nam wybrać dobrą drogę życia.

Dziękujemy.
Robert Gabis