Kaja Kosicka – Olkowska (dziennikarka Puszkinowego Centrum Prasowego/warsztaty dziennikarskie)
Codziennie poznajemy coraz to nowych ludzi. Jednych będziemy pamiętać przez długie lata, o innych zapomnimy za miesiąc, a o imiona kolejnych będzie nam głupio pytać po raz setny, więc dajemy sobie spokój. Najczęściej jednak nawet po dłuższym czasie potrafimy przywołać w pamięci sam moment poznania danej osoby, zwłaszcza jeśli jest dla nas ważna. Są też ludzie, których wydaje się nam znać od zawsze i, w moim przypadku, do tej grupy należy Nela.
Kaja: Ile my się już znamy?
Nela: 13 lat.
K: To dużo. Bardzo dużo.
K i N: (śmiech)
K: I wiesz co, w te 13 lat zdążyłam cię bardzo dobrze poznać. Z zadyszką, ale jednak. (śmiech)
N: No, to prawda. (śmiech)
K: Jak myślę sobie o tobie z kiedyś, to pamiętam, że ty zawsze tańczyłaś, tak że: Nela, pierwsze skojarzenie, taniec. Tak w przedszkolu zawsze było, że: „Nela idzie na tańce” i nigdy nie zastanawiałam się jak to się zaczęło, bo zawsze to było takie oczywiste.
N: Tak, no bo 11 lat tańczę. (śmiech)
K: No dobra, to w takim razie kiedyś trzeba się zapytać, nie? Jak zaczęłaś tańczyć.
N: To było w przedostatniej grupie w przedszkolu, jak mieliśmy po 5 lat, dowiedziałam się, że Wiktoria T* tańczy właśnie w takim zespole, i ona zawsze tańczyła w tej sali, gdzie mieliśmy zajęcia, w przedszkolu, ona zawsze tańczyła, pokazywała jakieś układy, których uczyła się właśnie na tańcach i dzięki niej dowiedziałam się o Buziakach.
K: I byłaś zazdrosna i chciałaś się zapisać?
K i N: (śmiech)
N: Nie, nie byłam zazdrosna! Chciałam też spróbować, stwierdziłam, że ja też chcę razem z nią tańczyć, spytałam ją, gdzie chodzi i w ogóle i ona mi wszystko opowiedziała i dzięki niej właśnie poszłam na Buziaki pierwszy raz i się zapisałam na tańce. I od 6. roku życia tańczę 🙂 cały czas, teraz 🙂
K: A pamiętasz jaki był twój pierwszy dzień na tańcach? Bo wiesz, jak się jest małym, to bardziej się pamięta emocje, niż to, co się działo.
K i N: (śmiech)
K: Co pamiętasz?
N: Wtedy byliśmy jeszcze w naszej pierwszej siedzibie, mieliśmy dwie siedzimy, więc to nie jest dużo (śmiech), ale to było jeszcze właśnie w tej szkole nr 7. Zaprowadziła mnie mama i mieliśmy na małej sali. I to było tak, że, w sumie… Ogólnie ja słyszałam, że było tak, że była rekrutacja. Przychodziło się na takie spotkanie z panią, która założyła Buziaki, i był taki test, czy dostaniesz się, czy nie dostaniesz. Tam było takie różne śpiewanie piosenki, bo do któregoś momentu jeszcze śpiewałyśmy i w ogóle, i był właśnie taki mini test. A ja po prostu dopisałam się trochę w połowie roku bardziej, więc nie miałam testu, po prostu dołączyłam do grupy. I poszłam na pierwsze zajęcia! I tak, pamiętam emocje, że byłam podekscytowana, ale też mega zestresowana, bo jak byłam mała, to byłam też mega nieśmiała, więc to było takie też stresujące, ale mega się cieszyłam, że w końcu mogę iść, bo gdzieś tam właśnie patrząc na Wiktorię, zawsze marzyłam: ja też chcę tańczyć! Że to jest na pewno super! I poszłam, i mieliśmy, no takie dla maluszków zajęcia. Takie jakieś pierwsze spotkanie ze współczesnym tańcem 🙂
K: Pamiętam jak tańczyłaś na zakończenie przedszkola. To było „Waka Waka”!
K i N: (śmiech)
K: Masz jakiś swój ulubiony utwór do tańca? Bo ostatnio brałaś udział w takim konkursie, jak się nazywał?
N: To był choreograficzny konkurs dla starszych grup zespołu, taki zamknięty. Dziewczyny wszystkie z zespołu mogły wziąć udział i się wykazać. Tam tańczyłam do piosenki „Wait for you”. Związałam się z nią, czułam takie emocje, kiedy tańczyłam do niej, ale to chyba nie jest ulubiony utwór do którego tańczę.
K: A jaki jest ten ulubiony?
N: Właśnie, nie mam ulubionego utworu. Mam kilka, do których bardzo lubię tańczyć, miałam taki etap, że tańczyłam bardzo dużo do „Lovely” Billie Eilish, bo kiedyś pani nam to puściła i potem już miałam to w głowie. Ale takiego jednego utworu, do którego tańczę cały czas, to nie mam. Tańczę do wielu, próbuję równych takich utworów.
K: Od czego zależy jaki utwór wybierasz do tańczenia? Czy masz tak, że wybierasz jakiś utwór, bo jakoś się czujesz, czy bardziej wybierasz utwór i potem on wpływa na to jak się czujesz?
N: To zależy. Czasami kiedy mam negatywne emocje i jestem zestresowana albo smutna, włączam wtedy taką smutną muzykę, spokojną, wolną i po prostu zaczynam tańczyć, żeby wyrzucić z siebie te emocje gdzieś po drodze, w obrotach. (śmiech)
K: No tak, jak tak uderzysz nogą w domu w kwiat, no to się wyrzucą emocje, nie? Razem z ziemią z donicy.
K i N: (śmiech)
N: Ale też mam tak, że mam po prostu ochotę potańczyć. Wtedy włączam bardziej dynamiczną muzykę, a jak ona się zmieni na jakąś smutną, to od razu przechodzi na mnie atmosfera tej piosenki, ten klimat, i od razu też mogę robić się bardziej smutna. Wtedy dostosowuję ruchy i emocje do tego jaka jest muzyka.
K: A jaki aspekt tańca lubisz najmniej? Czy to są obtarte stopy, na które narzekasz? Bo mówisz mi, że twoje stopy umierają… (śmiech)
N: (śmiech) No, ja dużo narzekam albo na zakwasy, które czasami potrafią być naprawdę mocne, na przykład jak miałam zakwasy w plecach i nogach naraz (śmiech) i dosłownie nie mogłam ruszać się w żadną stronę, ale także obtarcia na stopach mam bardzo często. Od podłogi, bo tańczymy boso, albo od butów, jak tańczyłam Romane Dyvesa przez pięć godzin w obcasach (ironiczny śmiech). Tak czy inaczej, ja na te minusy nie patrzę. Narzekam! Narzekam, czasami. Ale one mi nie przeszkadzają, jestem już przyzwyczajona też do nich, że takie coś jest po próbach. Ale chyba najgorsze są obtarcia na stopach, bo to potem piecze i długo się goi. I potem zostają blizny, które nie chcą już zejść, ja mam na stopach pełno blizn, które już nie zejdą, bo były wielokrotnie ścierane w tym samym miejscu. Myślę, że w tym najbardziej cierpi moje ciało, bo zakwasy mijają, a blizny na nogach zostaną. Taka pamiątka. (śmiech)
K: Kiedyś mówiłaś mi, w podstawówce, że może już zrezygnujesz z tańców. Nie wiedziałaś, czy zrezygnować, czy nie. I co wpłynęło na to, że jednak zostałaś?
N: Miałam taki kryzys chwilowy, że stwierdziłam, że to nie dla mnie. Taki etap, że po prostu czułam, że nie umiem tańczyć i że się nie nadaję do tego, żeby być w grupie, która jest dobra i która umie tańczyć faktycznie. Chciałam przerwać taniec, żeby przestać być obciążeniem dla pani, że jestem tą gorszą w grupie. W pokoju lubiłam tańczyć, od zawsze, ale nie umiałam tego przelać na salę. Nie umiałam przed kimś tańczyć tak z całymi emocjami z jakimi tańczyłam w pokoju. Ale potem zaczęłam dużo więcej tańczyć i jak miałam takie gorsze momenty, to, no, źle się czułam, więc tańczyłam. Żeby wyrzucić emocje. Tańczyłam bardzo dużo wtedy i myślę, że dzięki temu trochę poduczyłam się i tak bardziej poszerzyłam swoje horyzonty w tańcu.
K: Czyli w sumie przez to, że się gorzej czułaś, bo uważałaś się słabsza w tańcu od swojej grupy, to tańczyłaś więcej, a że więcej tańczyłaś, to stawałaś się lepsza?
N: (śmiech) No ogólnie to było tak, że czuła się gorzej psychicznie, co pozytywnie wpływało na mój rozwój taneczny.
K: Bo dużo tańczyłaś, ćwiczyłaś, żeby stać się lepszą.
N: Taka trochę ironia.
K: Ironia losu 🙂
K i N: (śmiech)
N: Noo. Trochę kosztem mojej psychiki polepszyły się moje umiejętności w tańcu. Dużo więcej zaczęłam się rozciągać i bardzo dużo ćwiczyłam w domu. Dzięki temu w pewnym momencie zapomniałam o tym, że jak jestem na sali, to nie jestem w domu. Minęła ta bariera, takiego wstydu tańczenia przed innymi i zaczęłam tańczyć tak samo na sali, jak w pokoju. Poczułam też się lepiej z dziewczynami, bardziej zaczęłam się otwierać i myślę, że to, że się lepiej czułam w grupie, i to, że lepiej się czułam ze sobą jako osobą tańczącą, że pani mnie chwaliła i widziałam sama, że robię postępy, to to spowodowało, że jeszcze bardziej pokochałam ten taniec i chciałam dalej być w tym zespole, żeby rozwijać się bardziej, niż tylko w pokoju.
K: Możemy się teraz odnieść do kolejnych twoich zainteresowań, dlatego, że nie jest to tylko taniec. Ale zauważyłam taką zależność, bo zobacz: interesujesz się tańcem, interesujesz się rysowaniem, interesujesz się mową ciała…
N: I teatrem.
K: I teatrem! I zobacz, to wszystko razem się łączy. Jak tańczysz, to przelewasz emocje na swoje ruchy, jak rysujesz przelewasz emocje na kartkę. Tańczysz – przekazujesz to co czujesz, ciałem. Mowa ciała też pokazuje emocje, niewerbalnie. A aktorstwo to w ogóle, łączy to wszystko! Też widzisz taki związek? Czy bardziej czujesz, że twoje zainteresowania są podzielone, że tu się czymś interesujesz, tam się interesujesz, czy bardziej tworzą jedną całość?
N: Na początku myślałam, że to są w ogóle takie losowe zainteresowania i że po prostu wybieram, co mi się podoba i to w ogóle nie jest związane ze sobą. Ale potem zaczęłam zauważać też podobieństwa, że tutaj jest mowa ciała, a mowa ciała to taniec i ruch, pokazywanie emocji, pokazywanie emocji w rysowaniu, a teatr to już wszystko właśnie tak jak mówisz. Myślę, że interesują mnie te konkretne rzeczy, które się łączą z ciałem, z mową ciała, z okazywaniem emocji, bo uważam, że nie jestem dobra w mówieniu o swoich emocjach. I myślę, że te zainteresowania pomagają mi pokazać te emocje niewerbalnie. W rysowaniu też jestem w stanie się wyżyć i narysować co czuję, czego nie potrafię powiedzieć. No i teatr też pomaga mi w pokazywaniu tych emocji, mówieniu ich na głos i przez to też w kontaktach z ludźmi.
K: A czy czujesz że, dzięki temu, że otworzyłaś się na taniec, było ci łatwiej otworzyć się na teatr?
N: Myślę, że tak. Tak dużo ćwiczyłam, zapomniałam, że jestem na sali, więc automatycznie jak tu się czułam dobrze, to w teatrze też się czułam lepiej. I, no też to, że tam są bardzo fajni ludzie.
K: No tak, dzięki!
K i N: (śmiech)
N: To też mi pomogło poczuć się komfortowo. (śmiech)
K: Czyli czujesz się bardziej pewna siebie?
N: Tak, chyba.
K: A opowiedz mi, żeby zakończyć z przytupem, najśmieszniejszą historię związaną z twoimi zainteresowaniami.
N: Żeby to była jedna!
K i N: (śmiech)
N: Z tańcami mam najwięcej historii, mogę choćby opowiadać o tym w jakich miejscach się przebierałyśmy, bo przebierałyśmy się w tak różnych miejscach, w takich złych warunkach czasami… (śmiech)
K: W schowku na miotły.
N: W schowku na miotły, w pomieszczeniu z rurami, które były niebezpieczne, bo przywalisz w rurę, ona pęknie i nie wiadomo co z tego wyleci. Ale także na dachu garażu, tuż obok sceny, obok widowni. (śmiech) To było w Bułgarii, to pamiętam najbardziej! Ale także różne takie rzeczy typowo taneczne, na przykład w autokarze, jak siadałyśmy w drugich pozycjach, żeby się czesać przed występami. To są takie już typowo taneczne wspomnienia. Albo nawet takie stresy przed koncertowe, kiedy moja koleżanka zgubiła bransoletkę na rękę, która była potrzebna do kostiumu, więc brałyśmy przypadkowe koraliki, które mi zostały z robienia mojej bransoletki, robiłyśmy jej na szybko, wiązałyśmy na jakimś przypadkowym sznureczku, takiej nitce zwykłej. Potem okazało się, że ona miała to gdzieś w stroju zaplątaną tą bransoletkę! I tuż przed sceną było bieganie, 5 minut przed występem. I, w ogóle, ten klimat, który jest za kulisami i jakie tam są różne przygody…
K: Adrenalina.
N: Adrenalina, to ile tam czasami jest ludzi, zwłaszcza jak z Małymi Gorzowiakami tańczyliśmy. Po prostu wpada się na wszystko, na kulisy… Wpadałam na wszystko. Tam jakieś różne rekwizyty stoją, to my też na to wszystko wpadamy, to spada, my tam hałasujemy i w ogóle… Albo jak się potykasz, bo kulisy w amfiteatrze są przygniecione takimi workami z piaskiem. Jak się o to potkniesz… (śmiech) Ja się potknęłam przy wychodzeniu na taniec, to wiesz…
K: Leciałaś! (śmiech)
N: Tak! Ale wejście smoka… (śmiech) O! Najciekawsze, co pamiętam, to było jak mieliśmy występ w teatrze i pierwszy raz tańczyłam „Węgry”, to był taki jeden z tańców. Za kulisami stali sobie Mali Gorzowiacy, oni też mieli występować. Ja wychodziłam sama, a dziewczyny wychodziły parami. I one stały w takich dwóch rzędach, na środku sceny, a ja miałam wejść między te dwa rzędy. I ja miałam baletki. Ja nie wiedziałam, jak śliska jest ta podłoga w teatrze na scenie, więc jak weszłam, wywaliłam się do tyłu, sunęłam na szczupaka, na samym środku sceny, a to było nagrywane do telewizji!
K i N: (wybuch śmiechu)
N: I tylko wyobrażałam sobie jak się ci Mali Gorzowiacy ze mnie z tyłu śmieją, za kulisami, jak ja na szczupaka weszłam sama na sam środek sceny! (śmiech)
K: Musiało to ciekawie wyglądać. (śmiech)
N: Musiało to na pewno zabawnie wyglądać. Ale to była totalna porażka! (śmiech) Było mi tak wstyd! (śmiech) Ale no tak, takie różne historie się zdarzają, niestety… Na pewno dałoby się więcej tego opowiedzieć, bo to jest temat rzeka i na pewno znalazłabym multum takich historii, gdzie coś śmiesznego się przydarzyło, ale to też ciężko teraz tak wszystko znaleźć gdzieś w pamięci. Ile tego było… (śmiech) No przez 11 lat się trochę uzbierało.
K: Jak miałabyś opisać siebie. „Kornelia” i myślniki. To co? Tancerka, aktorka, artystka…
N: Tancerka, aktorka, artystka… No nie wiem, czasem pisarka. Bardzo lubię pisać, uwielbiam historie tworzyć i potem spisywać je na papier. No i… chyba tyle.
K: Człowiek renesansu.
K i N: (śmiech)
K: Tak na moje wprawne oko. Wylewny też.
K i N: (jeszcze większy śmiech)
Wywiad przeprowadziła Kaja Kosicka-Olkowska (klasa 204) (PCP)
Publikacja: Puszkinowe Centrum Prasowe